środa, 9 kwietnia 2014

Auschwitz - medycyna III Rzeszy i jej ofiary


Dziś recenzja książki historycznej, traktującej o (ujmując to delikatnie) eksperymentach medycznych w obozach koncentracyjnych. Książkę polecam osobom, których takie rzeczy ciekawią, bo (podobnie jak ja) nie są w stanie w żaden logiczny sposób wytłumaczyć sobie jak coś takiego mogło się udać, jak coś tak okrutnego mogło się dziać na tak dużą skalę i gdzie podziały się wszelkie ludzkie odruchy, mogące temu zapobiec. 

Tytułowa pozycja to około pięciuset stron bolesnych faktów, które zostały udokumentowane przez zarówno karty pacjentów, same ofiary i ich oprawców. Sprawy, które były m.in dowodami w procesach norymberskich, a do których żaden z wymienionych w tej książce lekarzy się nie przyznał. Jak to ujął jeden ze skazanych w czasie procesu słowo "rozkaz" i "posłuszeństwo" (tu trzeba dodać ślepe) niosą za sobą ogromne konsekwencje. Zeznania lekarzy-oprawców przytaczane w tej książce, zdają się po części potwierdzać te słowa, gdyż na pewno każdy z nas zadaje sobie pytanie - co tymi ludźmi kierowało?
Odpowiedź wydaje się być zaskakująca prosta, a nawet posiada trzy dobitne argumenty: ideologia, posłuszeństwo i bezgraniczna wolność w zakresie wykonywania swoich obowiązków. Mówiąc o wolności mam na myśli przyzwolenie na to, by wszystkie instynkty i pragnienia jakie ci ludzie nosili w sobie, te najgłębiej ukryte, najmroczniejsze "ja" wypełzło na powierzchnię, prowokowane przez chciwość, chęć bycia sławnym, wyróżnionym, dostrzeżonym, cenionym, respektowanym itd.
Autor książki Ernst Klee, włożył bardzo dużo pracy w zgromadzenie materiałów, gdyż książka przesiąknięta jest szczegółowymi faktami, dokładnymi opisami sytuacji, ludzi, eksperymentów, podaje liczby zabitych, nazwiska lekarzy, ich zeznania i relacje świadków. 
Wiadomą rzeczą jest, że zdecydowana większość ludzi kończyła życie w komorze gazowej, jednak jest też cały ogrom ludzi, którzy tam trafić nie zdążyli, albo za nim tam trafili przecierpieli dużo więcej z rąk osób, które teoretycznie składały przysięgę Hipokratesa o ratowaniu życia ludzkiego. Mając duże pole do popisu i zgodę, a nawet polecenie od Hitlera na wykonywanie badań, lekarze nie czują żadnych ograniczeń, a zakres doświadczeń nie ma żadnych granic - panowie życia i śmierci. Już od pierwszej strony przekonujemy się, że byli to właściwie panowie tylko i wyłącznie śmierci, poprzedzonej serią masakrycznych tortur, okaleczania, cierpienia na głód, choroby i najgorsze stany psychiczne jakie może osiągnąć człowiek, pozbawiony wolności i godności mu należnej. System był prosty, niczym segregacja zwierząt do ubojni, na rampie stali lekarze, którzy bez żadnych problemów, a wręcz z przyjemnością rozdzielają rodziny i dokonują selekcji. Tym, którym los sprzyja od razu idą do komór. Pozostali umierają w ciągu kliku tygodni, gdyż wychudzeni, śpiący warstwami na sobie, we własnych odchodach, nadzy i zziębnięci, nie mają warunków do utrzymania się przy życiu, czasami budzą się leżąc na zmarłych, po których litościwie śmierć przyszła w nocy. Lecz i po śmierci ich ciała często stawały się towarem, gdy skóra była we względnie dobrym stanie, zdejmowano ją i rozwieszano na sznurach jak pranie by następnie robić z tego rękawiczki, torebki, spodnie, klosze, innym razem robiono sekcję i wysyłano czasami całe głowy, czasami fragmenty narządów do instytutów badawczych jako unikatowe przypadki.
W obozie nie brakuje również młodych, ambitnych SS-manów chcących zostać wielkimi chirurgami. Bez praktycznie żadnej wiedzy, przechodzą od razu do praktyki. Na przypadkowo wybieranych więźniach przeprowadzają ćwiczeniowe zabiegi usunięcia żołądka, wątroby, amputacje kończyń, sterylizację etc.
Medycynie obozowej wolno wszystko, nikogo nie oburza badanie popędu płciowego, prowadzenie okrutnych eksperymentów mających rzekomo pomóc w odnalezieniu lekarstwa na gruźlicę, posocznicę, stwardnienie rozsiane. W Wermachcie prowadzi się "cenne" badania mające na celu analizę śmierci w kilku wariantach tj. na dużych wysokościach, w komorze podciśnień, z wychłodzenia. Stwarzano specjalne warunki dla wieźniów mające imitować takie środowisko, okaleczano ich w analogiczny sposób jak jeńców wojennych, podawano do picia wodę morską. W Buchenwald powstaje laboratorium przemysłu farmaceutycznego, gdzie więźniów najpierw się szczepi (za wyjątkiem gr. kontrolnej, której szczepienia nie dotyczą), a następnie zaraża się ich np. durem plamistym. W Auschwitz zaś oprócz wiadomych komór gazowych, cel śmierci, prowadzi się masową sterylizację, w Monowicach traktuje się ludzi elektrowstrząsami.
Książkę kończy rozdział o Mengele (zwanym "Aniołem Śmierci), człowieku o wykształceniu genetycznym, z relacji świadków był on osobą elegancką, zgrabnie posługującą się wyszukanymi manierami. Uważał, że kierujący nim jak i innymi lekarzami światopogląd jest "ideologicznie-pański" i służy polepszeniu gatunku. Interesowały go głównie bliźnięta i karły. Przez wieźniów bywa wspominany czasem w sposób pozytywny, gdyż jeśli zależało mu na tym by "obiekt badawczy" był stosunkowy zdrowy i przeżył jego eksperymenty, nie pozwalał na chłostę czy zagłodzenie takiej osoby, czy jak to miał w zwyczaju nazywać swoich "pacjentów" - królika. Niestety i tak ci więźniowe potem ginęli z jego rąk, byli preparowani i przesyłani do innych oddziałów.   
Choć recenzja jest jedną z dłuższych tu popełnionych, oddaje zarówno maleńką część treści zawartych w książce Ernst'a Klee. Jeśli ktoś jest ciekawy do czego jest w stanie posunąć się drugi człowiek i jakie są granice ludzkiej wytrzymałości i jak dokładnie działał, trzeba dodać rasowy, system medycyny III Rzeszy - polecam.


Wszystkim zbulwersowanym osobom, dodam na koniec, że takie okrutne, mroczne zwierze, potrafiące się wyrzec ludzkich odruchów, zapewne tkwi w co któreś osobie, jeśli nie większości z nas. Historia lubi się powtarzać, zataczać swego rodzaju koła, ludobójstwo nie jest charakterystyczne tylko i wyłącznie dla III Rzeszy, było przed nią, dostrzegamy czasami, że dzieje się nadal w XXI wieku. W czasach względnego pokoju, w czasach kiedy wszyscy się oburzają na imitującą wykorzystanie zwierząt wystawę, na "sztukę" w której naga kobieta fotografuje się z krzyżem, bądź innym ważnym dla ludzi symbolem, mogą być - i słusznie, że są - zniesmaczeni, ale pytanie co się dzieje, z całą ludzkością, z tą wrażliwością, która każe biegać po sądach z obrazą uczuć religijnych, brakiem tolerancji dla gejów i lesbijek, kiedy dzieje się prawdziwa tragedia, kiedy odbierają człowiekowi, nie część życia, nie jakiś jego element ale po prostu samo prawo do istnienia? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz