Tak, dziś już dzień po koncercie, więc spieszę z informacjami jak to było. Zanim jednak o samej muzyce, to najpierw o tematach okołokoncertowych.
Kiedy już dojechaliśmy do Katowic w lokalnym radiu zadano pytanie specjaliście "czy uważa, że Katowice to miasto, gdzie można bezpiecznie zostawić samochód pod blokiem", a ekspert spokojnym i rzeczowym tonem odparł krótko: "nie". Dalsza gościna Katowic objawiła się nam w restauracji Wiejska Chata na Placu Grunwaldzkim. Przed koncertem knajpa była pełna gości, ale pracownicy zamiast cieszyć się i liczyć na napiwki, to woleli sobie głośno ponarzekać. "Ja już się totalnie pogubiłam!", "Tyle osób tu jest, że ja nie mogę niczego państwu obiecać", "Zaraz postaram się przynieść kartę, ale mam całe stoły do ogarnięcia". Ogólnie od momentu wejścia do lokalu do otrzymania piwa minęło luzem pół godziny. Katowice jeszcze raz pokazały na co je stać, kiedy po koncercie w przydrożnym McDonaldzie pełnym fanów Dream Theater jeden dresiu chciał wszystkim "przypier...ić" bo jesteśmy "brudasy". To takie kochane, kiedy stereotypy się potwierdzają same.
Natomiast sam koncert był rewelacyjny! 3 godziny progresji w najlepszym wydaniu. Co tu dużo mówić, DT potwierdzili po raz kolejny, że grają na najwyższym poziomie. Byłem do ich ostatniego albumu na początku nastawiony sceptycznie, ale bez problemu przełamali me opory. Niech każdy po przeczytaniu tego posta odpali sobie na YouTubie chociaż 3 ich kawałki. Poważnie. Polecam "Strange Deja Vu" na dobry początek.
Miało być o koncercie, ale to trzeba przeżyć samemu, opisać się nie da. Przesłanie moje jest takie, że Dream Theater pozostaje czołowym zespołem na scenie słuchanej przeze mnie muzyki, a Katowice to miejsce, które najlepiej omijać rozsądnym łukiem.
Krzysio
A ja Dreamów znam od niedawna, nie słucham zbyt często, albumów nie kojarzę, poszczególne utwory jednak już tak. Mam swoje typy, jak dla mnie muzyka z klasą, do posłuchania w tle. Wrażenie koncertowe jednak jak najbardziej zmusiły mnie do pogłębiania wiedzy o zespole i prawdziwego odkrycia ich muzyki. Widać, że mamy do czynienia z profesjonalistami w każdym calu, wirtuozeria jakich mało, ale również należy docenić swego rodzaju "show" jakim mile dopieszczają i zaspokajają swoich fanów. Członkowie zespołu - panowie już teraz raczej w wieku średnim-starszym, gromadzą pod sceną pełen przedział wiekowy słuchaczy. Słuchaczy wiernych, znających teksty, doceniających i potrafiących dobrze się bawić (czyt. nie jak koncerty punkowe).
To co członkowie zespołu wyprawiali z klawiszami/gitarą/perkusją zakrawa o jakąś magię i ponadludzki perfekcjonizm. Brakowało tylko spadających na scenę damskich części bielizny... (gdybym była dzisiejszą nastolatką to kto wie, kto wie... :)
Osobiście najbardziej w ucho wpadały mi te bardziej metalowe kawałki, właściwie są w moich uszach nadal, niestety w postaci szumu, ale zagłuszam go... playlistą Dreamów :)
Co do samych Katowic, zastrzeżenie mam jedno - za daleko od Poznania. Droga męcząca i nużąca, ale czego nie robi się dla teścia =) Właściwie, to jestem jemu bardzo wdzięczna. Najlepszy koncert na jakim byłam. Tylko ciii, bo Tatuk się zawstydzi. ;)
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz