wtorek, 21 stycznia 2014

"Do ciepłych krajów" Wróbel

Dziś zabieram Was w podróż "do ciepłych krajów", a więc będzie o książce, o której chciałam napisać już wcześniej. Czytałam ją dawno temu, jednak pamiętam, że wywarła na mnie pozytywne wrażenie. By o niej napisać sięgnęłam po nią po raz kolejny i przeczytałam raz jeszcze. Dowodem na to, że jest to dobrze napisana, wciągająca lektura jest fakt, że przeczytałam ją w 2 dni i zaczęłam szukać w Internecie autora - a nóż od tamtego czasu popełnił jeszcze jakieś arcydzieło literatury podróżniczej.

"Do ciepłych krajów" Paweł "Wróbel" Wróblewski

Trzydziestoletni mieszkaniec Gdyni, postanawia, że w końcu zaszczepiany w niego od najmłodszych lat, bakcyl podróżowania, wyjdzie zza miejskich murów i przeżyje rowerową podróż po Afryce. Kontynencie, który go ciekawi i fascynuje, kontynencie o którym wydaje się, że tu w Europie wiemy sporo, a jednak bezpośrednie spotkanie z jego mieszkańcami kreuje nowy, bardziej rzeczywisty obraz Afryki.

Paweł jako absolwent szkoły artystycznej, wyjeżdża z myślą o głębszym poznaniu sztuki i muzyki Afryki, w praktyce skupia się jednak na spotkaniu z drugim człowiekiem i w ten sposób poznaje cały wachlarz osobowości. Wszystkie te osobowości przedstawia Czytelnikowi w swej książce, będącej zlepkiem, czynionych na bieżąco zapisków z podróży. Przywołuje w nich dialogi, opisy sytuacji, czasami pozwala sobie na osobiste mniej lub bardziej radosne refleksje. 

Czytając najpierw podziwiamy Afrykę, piękne widoki, a oprócz nich również piękno ludzi i ich gościnność, tworzymy sobie, wraz z autorem, zachwycający obraz jej mieszkańców, do których nie dotarł pomysł bycia sobie na wzajem przysłowiowym wilkiem. Kartka po kartce, pedałujemy dalej i dalej i im w głąb książki im dalej w Afrykę, czar pryska, najpierw zazdrościliśmy podróżnikowi, teraz mu współczujemy. Współczujemy ponieważ Afryka pokazuje swoje drugie oblicze, "monsieur cadeau" ("Pan da prezent") wrzeszczą dzieciaki, cisnąc w niego kamieniami, nagle dla "białasa" ceny produktów i wszelkich usług okazują się wyższe, każdy - mały i duży Afrykańczyk oczekuje prezentu. Jak sobie poradzić z taką agresją nieobdarowanych i przejawem rasizmu względem białego koloru skóry?

Każdy kolejny kraj jest zagadką, jeden zaskakuje gościnnością i bezinteresownością ludzi, a kolejny tonie w śmieciach i skomplikowanej biurokracji. Przepiękne krajobrazy przeplatają się z widokiem zwłok zwierząt, a czasami nawet ludzi. Bywa, że biały człowiek, podróżujący samotnie po Afryce, jedzący to samo co rdzenni mieszkańcy i śpiący w buszu jest dla autochtonów tego kontynentu prawdziwym bohaterem, innym razem widzą w nim tylko bogatego "białasa", którego można oskubać z pieniędzy, Wróbel pokazuje Afrykę taką jaka jest, dzięki niemu poznamy w miarę dokładnie sytuację polityczną kraju, która ma bardzo wiele wspólnego z panującym tam, charakterystycznym sposobem myślenia i niekiedy niskim standardem życia. 

Autor opisuje również wzruszające spotkania z Afrykańczykami, stara się poznać ich mentalność, a próba opisu afrykańskiej sztuki, sprowadza się do wniosku, że cały kontynent to jedno, wielkie dzieło sztuki. Choć chwilami nienawidzi tego miejsca, irytują go oszuści, upał, natrętni ludzie i złodzieje, to zakochuje się w Afryce, a nawet w jej osobowej części o imieniu Chantal. 

Dokąd udało się dojechać, jak zakończyła się miłość do Chantalki i czy Wróbel jeszcze kiedyś wróci do Afryki - dowiemy się z książki i to bardzo szybko, bo gwarantuje, że strony niczym drepnięcia na rowerze same pchają nas w głąb przygody z Afryką. 


//Na marginesie: książka bardzo fajnie pomyślana - opatrzona jest komentarzami, w tekście numery zdjęć, które obejrzeć można na podanej stronie w Internecie, na końcu wywiad z autorem spisany zaraz po powrocie.//

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz